Ludzie nie lubią płacić podatków, zwłaszcza gdy ich dilerzy mają pewny towar. Dlatego w USA pomimo reformy, nielegalny handel marihuaną wciąż ma się dobrze. Czy niskie stawki podatkowe nałożone na konopie mogą skutecznie zachęcić konsumentów do kupna legalnego zioła?
Marihuana w Nowym Yorku
31 marca 2021 gubernator stanu podpisał ustawę dotyczącą legalizacji marihuany –Marihuana Regulation and Taxation Act (MRTA). Dzięki niej do budżetu ma trafić 15 miliardów dolarów.
Sprzedaż rekreacyjnej marihuany jest obciążona 13% podatkiem akcyzowym, ale to nie jedyna danina publiczna, którą będzie obłożony handel legalnymi konopiami. Na każdy miligram THC w kwiatach nałożono pół centa podatku, a jadalną marihuanę obłożono podatkiem 3 centów na każdy miligram THC. Ten całkowity podatek od THC jest nakładany na produkt, zanim trafi on do sprzedaży i jest wliczony w cenę zakupu wraz z 13% akcyzą.
Według ekspertów ta stawka podatkowa jest na tyle niska, że powinna zainteresować kupnem marihuany sporą liczbę konsumentów obecnie dokonujących zakupu na czarnym rynku.
Drogie zioło w Kalifornii
W Kalifornii legalny handel marihuaną jest obciążony podatkiem od sprzedaży, stanowym podatkiem od konopi, podatkiem od uprawy i opcjonalnie lokalnymi podatkami od konopi. Dlatego nawet 40% ceny zakupu stanowią daniny publiczne.
Przez to władze Kalifornii zezwoliły na istnienie czarnego i szarego rynku, obok legalnej sprzedaży. Właściciel legalnego punktu dystrybucji marihuany, który działa zgodnie z przepisami prawa i płaci wysokie podatki musi konkurować z typem, który otwiera nielegalny sklep po drugiej stronie ulicy i sprzedaje nieprzebadaną marihuanę za połowę ceny.
Podatki w Nowym Yorku są niższe, więc różnica w cenie legalnego i nielegalnego zioła będzie mniejsza. Ale nie tylko to przemawia za tym, że większość konsumentów pozostanie na czarnym rynku. Dilerzy zioła nie mają dużych kosztów swojej działalności. Nie muszą wynajmować sklepów, płacić pracownikom. Mogą więc proponować ceny o kilkadziesiąt procent niższe, niż ich legalni odpowiednicy. Plusem jest też to, że mogą dokonywać dostaw bezpośrednio do miejsc zamieszkania klientów.
Liczba sklepów z marihuaną w stanie Nowy York będzie świadczyć o sile zielonego rynku. W Kalifornii większość gmin nie wyraziła zgody na zakładanie punktów z marihuaną. Spowodowało to tym samym, że legalny rynek złotego stanu jest trzykrotnie mniejszy, niż sprzedaż nielegalna.
Niepewny rynek
Obecnie można zauważyć, że pomimo legalizacji marihuany, w wielu stanach, czarny rynek ma się świetnie. Zwolennicy reformy malowali kolorowy obraz przyszłego silnego zielonego rynku marihuany. Nie jest on zgodny z rzeczywistością. Nielegalny handel trwa dalej.
Zwolennicy legalizacji opierali się na pewnych założeniach. Po pierwsze zakładali, że jeśli konsumenci dostaną dostęp do legalnego zioła, rzucą się na nie. Po drugie przedsiębiorcy bez wahania wejdą w rynek. Oba założenia okazały się błędne.
Jednym z rozwiązań tego problemu jest ujednolicenie przepisów dotyczących cannabis w całym kraju. Dopóki jeszcze niektóre stany zabraniają używania rekreacyjnej marihuany, popyt na czarnym rynku nie zmaleje.
Jedynym rozwiązaniem dla stanów takich jak Kalifornia jest osłabianie czarnego rynku poprzez znoszenie restrykcji dla zielonego rynku i ograniczanie lokalnej kontroli polityki dotyczącej marihuany. Tak jest na przykład w Oregonie, gdzie stworzono proste przepisy zapewniające łatwy dostęp do legalnych konopi. Sprzedawcy nie są obciążani restrykcjami i wymogami. Dlatego sprzedają tanią, rekreacyjną marihuanę, powodując wyparcie produktu czarnorynkowego.
USA wyznacza obecnie nowe trendy dla zwolenników legalizacji na całym świecie. Muszą oni zwracać uwagę na konkretne strategie legalizacji, hamujące czarny rynek. Samo zalegalizowanie cannabis i obłożenie jej sprzedaży podatkami nie wystarczy.
Źródła:
1. timesunion.com/hudsonvalley/news/article/Will-weed-black-market-flounder-or-flourish-16113933.php
2. brownpoliticalreview.org/2020/01/the-state-of-the-marijuana-black-market/